Naturalne prawo wyboru
Narkomania jako zjawisko społeczne to niezwykle złożony problem. W roku 1985 uchwalono dość liberalną ustawę o jej zapobieganiu. Przyjęła ona założenie niekaralności użytkowników, których nade wszystko należy leczyć, a nie karać. Wówczas to ograniczono możliwość uprawy maku oraz konopi włókienniczych dla potrzeb przemysłowych. W celu uniknięcia tzw. narkomanii ukrytej (zejścia osób przyjmujących środki do „podziemia") ustalono, że leczenie będzie dobrowolne i bezpłatne, zaś nielegalne (czyli bez zezwolenia lekarskiego) posiadanie środka narkotycznego nie będzie karane.
W 1998 roku brytyjski magazyn "New Scientist" publikuje fragment tajnego raportu WHO (przyp. red. Światowej Organizacji Zdrowia) na temat „szkodliwości” marihuany. Wybucha skandal; WHO jest zmuszone ujawnić całość raportu. Jak się okazało, trwające 15 lat szczegółowe badania wykazały, że marihuana jest mniej szkodliwa od alkoholu i nikotyny oraz że „Nawet długotrwale palenie konopi w dużych ilościach nie wywołuje poważnych lub silnie upośledzających zaburzeń funkcji poznawczych."
Mimo wszystko w 2000 roku polskie władze jeszcze zaostrzyły ustawę antynarkotykową z 1997 r. Czy liczba narkomanów spadła dzięki restrykcjom państwowym w tej materii? To pytanie retoryczne zastąpmy stwierdzeniem: ślepe podejście ustawodawcy do statusu konopi prowadzi paradoksalnie do epidemii narkomanii. Suche prawo nie rozróżnia naturalnej substancji od syntetycznej trucizny. Dzięki temu mamy ekspansję dystrybutorów wszelkich środków nielegalnych. Ze względu na powszechność trawki ułatwione jest zdobywanie nowych grup odbiorców.
Legalna Cannabis sativa, konsumowana na Ziemi od tysięcy lat, bez wątpliwości ograniczy kontakt ze światem przestępczym. Ponadto zagwarantowana byłaby dzięki temu kontrola jej jakości, że o wpływach do budżetu nie mówiąc. Nieświadomy konsument uniknąłby komplikacji zarówno życiowych, jak i zdrowotnych będących efektem kreatywności bezwzględnego handlarza. Osiatyński sugeruje przesunięcie funduszy na ośrodki lecznictwa i poradnictwa:
Ciekawą lekturą, odnoszącą się ściśle do współczesnej polityki narkotykowej w Polsce i na świecie, jest książka pt. „Niezamierzone konsekwencje. Polityka Narkotykowa i Prawa Człowieka" pod redakcją Katarzyny Malinowskiej-Sempruch. Znaleźć tutaj można wypowiedź Wiktora Osiatyńskiego na temat skutków prohibicji i kosztów z nią związanych. Wymienia wiele negatywnych skutków zaostrzania prawa: demoralizacja, naruszanie godności i praw osób uzależnionych lub uznaniowo uważanych przez policję za groźnych przestępców, utrudnienia w leczeniu.
„(...)Dobra polityka uznawałaby, że środki pochłaniane przez kryminalizację, policję, więzienie, etc. – bez porównania lepiej procentowałyby, gdyby były wykorzystane na pomoc ludziom uzależnionym i zagrożonym uzależnieniem."
W rzeczywistości ośrodki terapeutyczne są zamykane z powodu braku funduszy. Prawo jedynie gwarantuje kosztowny proces obciążający kieszeń uczciwego obywatela. Problem więc nie dotyczy wyłącznie samych konsumentów!
"Taka polityka łączyłaby skuteczne przeciwdziałanie narkomanii, zmniejszanie szkód związanych z użytkowaniem substancji psychotropowych, pomagałaby ludziom uzależnionym podejmować skuteczną terapię, respektując jednocześnie prawa człowieka – uzależnionych użytkowników, ich rodzin, oraz wszystkich podatników" – pisze dalej.
Zadaniem państwa powinno być tworzenie warunków politycznych, prawnych, organizacyjnych, infrastrukturalnych, ekonomicznych i informacyjnych, dzięki którym obywatele poczuwają się do odpowiedzialności za państwo i mogą efektywnie realizować tę odpowiedzialność. Prawo powinno wynikać z potrzeby zażegnywania niepokojących zjawisk społecznych.
Na stronie internetowej Ministerstwa Zdrowia W. Osiatyński wyraził swoją opinię w następujących słowach:
„(...)Faktem jest, że ustawa, czy poprawki z 2000 roku okazały się nieskuteczne, tak samo jak penalizacja okazała się nieskuteczna w krajach, które spenalizowały posiadanie, czego najlepszym dowodem jest epidemia po prostu posiadaczy narkotyków w więzieniach amerykańskich, odchodzenie Ameryki od tego rozwiązania. Mam tu trzy ważne argumenty. Po pierwsze: posiadanie narkotyku jako karane przestępstwo, jest jedynym przestępstwem, które różni się od wszystkich innych tym, że nie ma pokrzywdzonego, który mógłby złożyć doniesienie o przestępstwie, bo ludzie na siebie nie donoszą. Wobec tego doniesienie o przestępstwie składa policjant, który wykrywa to przestępstwo. To jest bardzo dobre dla policji, bo te przestępstwa są w sto procentach wykrywalne i podnoszą wykrywalność w ogóle policji. Ale z tego FBI w Ameryce nigdy się nie zgodziła na prowadzenie tych dochodzeń ponieważ Edgar Hoover uznał, że nie oprze się korupcji w policji jeżeli policja będzie ścigać posiadaczy narkotyków. Drugi argument to jest kwestia gdzie przeciągamy barierę prawną między nami – społeczeństwem porządnych, „uczciwych” ludzi, a tych, których określamy mianem nie uczciwych, czy których chcemy karać. Bo jeżeli penalizujemy posiadanie, to wtedy po drugiej stronie bariery staje zarówno handlarz, dealer narkotykowy, jak również jego ofiara. Ofiara ma być po naszej stronie. Z tym, że jeżeli ktoś uzależniony od narkotyku handluje, to on niestety jest po tamtej stronie i jest to dramatyczny przypadek, w którym karać, moim zdaniem, trzeba. I wreszcie kwestia bardzo często podnoszona, dotycząca stanowiska rodziców uzależnionych, którzy podają mi różne argumenty. I ja wtedy mam takie pytanie, dlaczego ja jako podatnik, mam ponosić koszty ich niepowodzeń wychowawczych.(...)”
Hamowanie procesu cywilizowania polskiego prawa zatrważa. Chociaż ścianę obłudy przełamują powoli artyści, naukowcy czy publicyści, mało jeszcze kto wypowiada się wprost o potrzebie właśnie takiego rozwiązania. Czy rząd polski ma chociaż złotówkę ze sprzedaży narkotyków? Obywatele poczuwający się do odpowiedzialności milczą. Przecież wszyscy znają odpowiedź…
To nie człowieka winno się dostosować do złego prawa, tylko dobre prawo powinno być dostosowane do sytuacji społecznej.
Facebook YouTube