A+ A A-

Konopie po staropolsku

Konopie po staropolsku Konopie po staropolsku
  Książka o tytule: „Surowce i preparaty konopi stosowane w Polsce w XIX wieku” przyciągnie uwagę konopnych zapaleńców. Okazuje się, że jest to monografia wydana w 2004 roku przez Instytut Historii Nauki Polskiej Akademii Nauk napisana przez Beatę Wysakowską. Pierwsza myśl – kolejna tendencyjna, polska pozycja dotycząca konopi. Po przekartkowaniu kilku pierwszych stron uświadomiłem sobie, jak bardzo się myliłem.

Ta cenna pozycja jest niezmiernie interesującym, naukowym wydaniem, jakich w Polsce jest jeszcze niewiele. Bombardowani niespotykanymi dotąd ciekawostkami poznamy szczegóły dotyczące historii konopi na ziemiach polskich, dowiemy się wiele nowych rzeczy o jej wykorzystaniu w przemyśle i medycynie, które znane jest nie od dziś. Szczególnie dużo miejsca poświęcono rozmaitym doniesieniom związanym z wykorzystaniem omawianej rośliny w lecznictwie.

Autorka posiłkowała się między innymi archiwalnymi artykułami i woluminami takimi jak powstała w 1884 roku książka Mariana Dobrowolskiego „O konopiach indyjskich i ich przetworach leczniczych” lub wydanie „Haszysz” Stefana Mokrzyckiego z 1927 roku. Okazuje się, że konopie nie są obce polskiej literaturze, podobnych materiałów z przełomu XIX i XX wieku wykorzystanych w tej książce jest znacznie więcej!

Autorka wprowadza czytelnika w świat wiedzy o konopiach, prezentując podstawowe zagadnienia, przypomina niemałe rozbieżności, jakie towarzyszyły ustalaniu podziału gatunków konopi, rozróżnianiu cannabis sativa, cannabis indica oraz cannabis ruderalis. Prezentuje także najważniejsze założenia aktualnego prawa dotyczącego konopi.

Dzięki tej lekturze dowiemy się między innymi, że w pierwszej polskiej farmakopei „Pharmacopea Castrensis et Nosocomialis” wydanej w 1794 roku dla potrzeb powstania kościuszkowskiego jako przydatne w medycynie pojawiły się nasiona konopi, które następnie wraz z zielem konopi zostały wymienione w drugim wydaniu urzędowej Farmakopei Polskiej z 1937 roku.

Przybliżając czytelnikowi historię konopi, autorka omawia początki ich wykorzystania w przemyśle tekstylnym. Prócz informacji o produkcji lin oraz żagli, przeczytamy doniesienia na temat Katarzyny de Medici, która w swojej garderobie miała podobno dwie konopne koszule. Wysakowska przypomina jednak, że konopie znane są nam od czasów prasłowiańskich, już wtedy były traktowane jako roślina magiczna i bardzo użyteczna.

Cenne spostrzeżenia zawarte w tekście tyczą się również postrzegania konopi w chrześcijaństwie. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że początki sporu o konopie w tej religii wywodzą się z niechęci do islamu. O ile chrześcijaństwo toleruje alkohol, w pewnym sensie czyni go wręcz obiektem kultu, o tle w islamie większym społecznym przyzwoleniem cieszą się właśnie konopie. Między innymi, dlatego przed laty kolejni papieże zdecydowali się okrzyknąć je szatańskim zielem heretyków.

Nic niemówiące dziś nikomu pradawne nazwy konopi takie jak branka, głowaczka, maciorka, pieńka, suszka, czy canobilia nie przyszłyby do głowy nawet twórcom obecnego slangu, którzy zwykle w swej językotwórczej fantazji ograniczają się przeważnie do znacznie prostszych określeń.

Przytaczane teksty pisane staropolszczyzną, która wydaje się z obecnej perspektywy całkiem zabawna niejednemu czytelnikowi, mogą przysporzyć uśmiechu. Któż dziś napisałby, że konopie: „głowę parami goręcymi napełnia...”? A tak właśnie ujął jej działanie Syreniusz w swoim Herbarzu z 1613 roku. Jeszcze zabawniej brzmi porada Szymona z Łowicza, który w 1535 roku radził: „ kiedy komu robacy w ziębiech tedy weżmij siemienia konopnego, warz je w nowym garnczku i kamienie w nie włóż rozpalone, tedy się nad parą ową nachylisz, tedy robacy wypadną – rzecz jawna jest.” Podobne porady dotyczyły przeciwzapalnych oraz przeciwbólowych zastosowań konopi, które w czasach znachorów były bardzo cennym lekiem polskiej wsi.

Popularnością cieszyły się także potrawy wyrabiane z nasion konopi. W wielu regionach z okazji świąt i postów spożywano tzw. „siemieniotkę”, czyli zupę, której głównym składnikiem jest siemię konopne. W rejonie łódzkim gustowano nawet w pierogach nadziewanych nasionami tej cennej rośliny, którym nadano wdzięczna nazwę „łochodziaki”.

Okazuje się, że wykorzystanie konopi w budownictwie, które powoli zdaje się wracać dziś do łask, również nie jest żadną nowością nawet dla Polaków. Już w pierwszej połowie XX wieku z paździerzy konopnych tworzono płyty budowlane oraz papier, zaś pakuły konopne służyły naszym pradziadom między innymi do uszczelniania budynków, a także wypychania materacy i tapczanów. Mieszkańcy przedwojennych budynków marzący o domu z konopi, mogą nawet nie zdawać sobie sprawy, że w swoich ścianach od wielu lat mają już ten termoizolacyjny materiał.

Jak wspomniałem, książka serwuje nam mnóstwo wiedzy historycznej na temat przeróżnych medycznych i paramedycznych sposobów wykorzystania konopi w Polsce. Od dawien dawna nasi przodkowie stosowali okłady, maści, inhalacje, a także odwary i nalewki z konopi. Początkowo maści konopne stosowano głównie dla ukojenia bólu głowy i zębów. Już kilkaset lat temu odnotowano wykorzystanie roślin zwanych dziś sensimillą, czyli samotnie rosnących żeńskich maciorek. Dla celów medycznych tak jak i dziś wykorzystywano ich kwiatostany. W tamtych latach nikt nie musiał martwić się o ich niedostatek, także inhalacji dokonywano poprzez wrzucanie marihuany na rozgrzane kamienie lub cegły – możliwe, że pierwsze waporyzacje dokonywały się na długo przed tym nim ktokolwiek o nich pomyślał!

Równie dawno odkryto w Polsce wiele zastosowań maści i okładów z konopi. Stosowano je na rany, stłuczenia, liszaje, parchy, krosty, oparzenia i liczne inne problemy skórne. Wierzono nawet, że mikstura sporządzana między innymi z konopi doskonale sprawdzi się jako środek na porost włosów! Ratunku w roślinie konopi szukali także chorzy na rzeżączkę i inne choroby weneryczne. Nasiona konopi jako mlekopędne pomagały mamom, które produkują zbyt mało mleka dla swoich niemowląt. Mało tego, powracające dziś do łask mleko z siemienia konopnego, także żadną nowością nie jest. Używano go powszechnie nawet jeszcze w połowie XX wieku. Doskonale sprawdzało się jako uzupełnienie diety dzieci, osób chorujących, niedożywionych, cierpiących awitaminozy.

Wydaje się, że zastosowań konopi znanych od pradziadów można by wymieniać za Wysakowską niemal w nieskończoność. Dodajmy także, że jeszcze szersza lista ich wykorzystania tyczyła się staropolskiej weterynarii. Pozycja ta nie ogranicza się jedynie do zastosowań medycznych, poznamy dzięki niej liczne zwyczaje i obrzędy związane z konopiami. Przekazywana wiedza jest tak niezwykła i wciągająca, że niejeden czytelnik nie będzie potrafił oderwać od książki oczu aż do ostatnich stronic i nawet tam znajdzie coś ciekawego. Ostatnie strony swej znakomitej monografii autorka ozdobiła doskonałymi ilustracjami przedstawiającymi niektóre z wykorzystywanych oraz przywoływanych przez nią źródeł. Znajdziemy tam między innymi kopie stron z rękopisów Stefana Falimrza z 1534 roku, Marcina z Urzędowa z roku 1595 i kilka innych doskonałych dowodów dla niedowiarków.

Pozycja ta niejednemu pomoże przełamać opory w stosunku do konopi i ich medycznych zastosowań. Dzięki niej wielu z nas uświadomi sobie, że większość aspektów dotyczących konopi, które są dziś przywoływane, nie jest żadną nowością. Dla naszych pradziadków wykorzystanie konopi w przemyśle, budownictwie czy medycynie wcale nie było czymś niezwykłym. Książka uświadamia nam także jak niewiele potrzeba, by w krótkim okresie zmienić postrzeganie i poglądy ludzkości, by wykorzenić z umysłów, mentalności i użycia coś, co było ongiś oczywiste i powszechnie stosowane. Ukazuje jak łatwo manipulować masami i całymi narodami i jak łatwo ulegać licznym kłamstwom serwowanym nam przez władze. Szczerze zachęcam do lektury tej cennej pozycji, którą można odnaleźć na półkach wielu polskich bibliotek!

Rafał Squart Grudziński

Artykuł pochodzi z 41 nr Gazety Konopnej Spliff: issuu.com/spliff/docs/spliff_nr41

Oceń ten artykuł
(0 głosów)