A+ A A-

NOTY RÓŻNE

Reggć w Polsce świętuje swe ćwierćwiecze za sprawą co najmniej czterech formacji. To tak, jakby stąd rozlegało się w cztery strony świata. I wszystko za sprawą kilku zaledwie osób, które bawią się w te klocki od niepamiętnych czasów oraz – co warte jest osobnej uwagi – anonimowej rzeszy ich sojuszników i przyjaciół. Pamiętam, gdy nieliczna grupa fanów zastanawiała się nad zalegalizowaniem sekty wyznawców Rastafari jako mniejszości religijnej.
 
Starsi koledzy i koleżanki wybili im to jednak z głów, mając już doświadczenie w pracy z legalizacją mniejszości wyznawców orientalnych i innych, oryginalnych i egzotycznych religii. Państwo nasze deklaruje wprawdzie wolność wyznania, niemniej nawet dziś, w nowej epoce, istnieją wspólnoty nie mogące się doczekać zalegalizowania. Tak jest choćby z Kościołem Naturalnej Obecności. Dziwi to o tyle, że skąd inąd dobiegają nas wieści o istnieniu Kościoła Eneagramu, który za swój święty symbol ma dziewięciopromienną gwiazdę i powstał niezależnie od intencji Georgiadesa, który pierwszy przypomniał światu o tym znaku, odnajdując go wśród staroegipskich hieroglifów. Sam Georgiades to postać na poły mityczna. Rówieśnik Macunaimy i Martina Bubera oraz innych, wybitnych twórców modernizmu. Wielu z nich, na fali kontrkultury, trafiło do kanonu filozofów nowej epoki. Naszych akademików zdumiewa, że wśród filozofów kultury figuruje Jerzy Grotowski. I jeśli cokolwiek mówi im jeszcze nazwisko Castaneda, który nota bene pod koniec swej ziemskiej kariery skupił wokół siebie praktykujących tensegrity, czym wpisał się na listę ojców-założycieli jednego z kościołów New Age, o tyle Terrence McKenna to autor równie nieznany, jak wspomniany już Georgiades. Co ciekawe, wpisując Jego imię w internetową wyszukiwarkę, nie otrzymamy żadnych informacji na jego temat. Przeciwnie, niż wklepując nazwisko McKenna.

Getto internetu to fenomen, dla którego nie ma miejsca we współczesnej refleksji. Nie tylko dlatego, że sam internet stanowi cywilizacyjną zdobycz przeraźliwie nielicznych. Również ponieważ wykorzystywanie jego możliwości musi poprzedzać wiedza. To tak jak z muzyką. Żeby spotkać muzykę trzeba spotkać muzyka, który jest jej wykonawcą. Dawniej wystarczyła informacja. Wieści na temat bluesa i jazzu były w Polsce źródłem natchnienia dla kolejnego pokolenia zaczynających grać jazz. W nowej epoce jest już trochę inaczej. Najpierw się jest, dopiero potem jakimś. Prowadziłem kiedyś radiową audycję zatytułowaną Pieśni Wędrowców. Tytuł dla owego cyklu prezentacji wymyślił Jerzy Kordowicz, sam do dziś specjalizujący się w muzyce tak zwanej elektronicznej. W moich programach pojawiały się różne formy muzycznego transu, siłą rzeczy dominującym tematem stało się więc rege. Po latach okazało się, że również rege istnieje w formie elektronicznej. W czasach mojej współpracy z radiem zapytywali mnie różni wykonawcy, dlaczego nie przedstawiam ich nagrań w swoich programach. Po prostu ich nie mam – odpowiadałem, bo rzeczywiście ich nie dostałem. Echa tego przeświadczenia pobrzmiewają do dzisiaj. Gdybym nie znalazł się w Ostródzie na Reggć Festiwalu, nigdy bym nie usłyszał zespołów, tworzących na bieżąco historię rege w Polsce. Miniony sezon zapisują w tej historii wykonawcy: Alicetea, Pajujo, Świadomość, RaggaFaya, Majestic, Junior Stress, Geto Blasta, Faja in’da Hall [ta nazwa pisana jest zapewne inaczej], Lion Vibrations – i nie są to wszystkie nazwy, jakie ubogacają domowearchiwum w jego wersji opowieści o tym, co stanowi fonosferę współczesnego rege. O innych współtworzących tę scenę po prostu nie wiem. A że nie przynależę do wspólnoty getta internetu, to i szans nie mam, by dowiedzieć się cokolwiek więcej na ten temat. Jest to argument, wzięty z metodologii filozofii. Dzisiejszy jej adept, jeśli czegoś nie wie z internetu, to uważa, że nie miała ona innej wersji.

Dla podsumowania tych kilku zdań, napisanych tutaj dla pamięci natchnienia, propozycja dla czytelników. Zwyczajem gadzinówek ogłaszamy konkurs, medialną akcję tudzież projekt, z założenia archiwalny, wpisany w modernistyczne założenia pozytywizmu. Każdy rzeczowy opis kulturowej sytuacji, stanowiącej przedmiot dygresji czynionych tu refleksji, uhonorowany będzie specjalną nagrodą, fundowaną przez autora, oczywiście na miarę możliwości. Teraz są w tej dyspozycji albumy z serii przedstawia audioMara, ale już niebawem dołączą do nich książki i płyty, wydawane w ekskluzywnym nakładzie, dla specjalnie zainteresowanych nimi i tematami w nich poruszanymi. Na początek mogą to być recenzje płyt wykonawców wymienionych w tekście. Nawet Georgiades ma bogatą dyskografię, a wpływ Bubera na twórczość klezmerów nie pozostawia wątpliwości. Dla mniej ambitnych i umysłowo ociężałych zawsze będzie aktualny temat Polskie Rege, wzbogacony o motyw Pieśni Wędrowca, którym jest każdy, kto poświęci swą uwagę tej muzyce. Rege jako fenomen w odniesieniu do analogicznych i podobnych fenomenów. W czasach, gdy powstają magisterskie prace na temat Rastafari, wypracowanie na temat rege wydać się może bzdetem komuś, kto na własną prośbę i mocą swych możliwości współtworzy getto internetu. Sakramentalne Kebra Nagast stanowić tu może magiczne zaklęcie, stanowiące arkanum istotnej Tajemnicy. Czas potrzebny do realizacji zadania wyznaczonego w projekcie ograniczymy do kilku miesięcy, ustanawiając tym samym wyzwanie dla samorealizacji tematu. Wedle naszej roboczej hipotezy nie będzie zbyt wiele realnych i rzeczowych odpowiedzi wśród uczestniczących w tej ankiecie. Lecz po to istnieją wspólnoty światopoglądów, by nawet w przyszłości zaznaczyć swój ślad wśród nie wiadomo skąd wziętych wyznań i przeświadczeń. Intencyjna zawartość muzyki niejednokrotnie już podlegała krytyce. A przecież nie chodzi o nic więcej niż tylko o informację.
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « @udioMara XIII @udioMara XII »