A+ A A-

Robert Strzała - Żyranci

Być może jest to pierwsza punkowa powieść. Ale może się mylę. Lecz gdybym był punkowcem, podobnie bym widział opisaną w niej rzeczywistość. I choć punk skończył się podobno w momencie, gdy autor zawitał do tego świata, nie zmienia to faktu, że trwa i trwa.

Nie tylko jako moda, ale też jako formacja światopoglądowa i może nawet filozofia. Jako poznanie i czynienie, i jeszcze coś więcej. Dla mnie tym czymś jest miejsce, gdzie rozpoczyna się akcja. Dokładnie rzecz ujmując CDQ. Klub w stolicy na ulicy Burakowskiej. Głupio jakoś, zwłaszcza jak się ją zestawi z Qulturą – cytując autora. I pod koniec również cytat, pod którym mógłbym się podpisać – Znasz ten tekst ”muzyka jest językiem wszechświata”. Cóż więcej dodawać? Gramy swoje i dobrze się przy tym bawimy. Skład jest półotwarty a podział jest prosty – sekcja rytmiczna czyli wszyscy i sekcja kosmiczna... Proste zasady, na jakich opiera się oczywistość fragmentarycznie opisana i dziejąca się poza świadomością.

Transcendencja jest tu nie tyle doznaniem, co egzystencjalnym doświadczeniem. Aż dziwne, że nic właściwie się nie zmienia w tym zakresie. Kolejne pokolenie ma te same ścieżki do przejścia. Ci sami ludzie i te same miejsca. Choć sam już niewiele pamiętam, to czytając powraca mi pamięć spotkań. Opcja dostępna przeraźliwie nielicznym i w pewnym sensie oryginalna. I egzotyczna, jak mantra, która zastąpiła rodzimą modlitwę. Co to za dziecko – czyje to dziecko – to nie jest refren dla popularnej piosenki i nawet nie wiem, czy youtube ją zamieścił. Sprawdziłem ostatnio, że zespół Pieniądze ma stosunkowo niewiele wejść i lajków, jest więc szansa, że książka stanie się wektorem dla poszukujących czegoś więcej, niż tylko to, co jest na jej kartach. – To ilu was jest w tym zespole? Stu? 100 TVarzy Grzybiarzy grało w zeszłym roku... – i groźnie łypnął okiem – [...] – żeby dodać pikanterii, trzeba powiedzieć, że adres podali im siedzący w radiowozie policjanci, których zapalniczką – trzymaną w wystawionej przez okno dłoni – Emouszyn bezczelnie opalił lufę.

Wedle najnowszych literackich koncepcji w powieści przyciągającej uwagę, powinno się znaleźć coś o pracy, o rodzinie i o seksie. W świetle takiego ujęcia nie jest to zatem współczesna opowieść. Wędrowanie z koncertu na koncert, z festiwalu na festiwal, przypomina powieści drogi, których w polskiej wersji nie ma zbyt wiele. Kończy się epoka politycznej poprawności i zwrot ku patologii jest równie naturalny, jak i to, że podczas czytania może nam towarzyszyć dźwiękowa ścieżka ściągnięta z internetu. Można ją ułożyć sobie po swojemu, ale fakt, że to, co opisane, można też odnaleźć gdzie indziej, kieruje naszą uwagę tam, gdzie media nie mają dostępu ni interesu.

Artykuł z 48 numeru Gazety Konopnej SPLIFF



@udioMara

Oceń ten artykuł
(0 głosów)