A+ A A-

Zbysia zabawy w pianie

  • Napisane przez  Mateusz Klinowski Blog
  • Wydrukuj
  • Email

FG_AUTHORS: Mateusz Klinowski Blog

Dzisiaj garść refleksji o “kosztach” demokracji. Nie mam zbyt wiele czasu, aby uzupełniać bloga, tym bardziej więc staram się nie poświęcać czasu wypowiedziom byłych kolegów, którzy od przegranych przez siebie wyborów prowadzą na mnie publiczną nagonkę. Niedawno zresztą nagonka ta weszła w fazę rękoczynów, ale o tym przy innej okazji.

Owi koledzy nazywają siebie “blogerami”, choć w czasie ostatnich wyborów byli rzecznikami kandydującego na stanowisko burmistrza wadowickiego starosty Jacka Jończyka. Razem z “niezależnym dziennikarzem lokalnym” Marcinem Płaszczycą, pracownikiem Urzędu Miejskiego i asystentem poprzedniej burmistrz, tworzą obecnie groteskowy “salon niezależnych”, czyli miejscowe środowisko opozycyjne.

Postaci Zbigniewa Targosza nie muszę czytelnikom bloga szerzej przedstawiać. To “ekspert”, który miał problemy z liczeniem do 10 (więcej tutaj), a także namawiał radnych do szkodzenia spółce EKO i zabawy śmieciarkami (więcej o “śmieciowych ekspertach”). Ostatnio Targosz pochwalił się swoimi sądowymi triumfami, a przechwałki te powielił na swoim portalu Płaszczyca.

Zbysio nadaje

Z powyższego wpisu wynika, że zdaniem absolwenta szkoły średniej Targosza, my – niedouczeni prawnicy, zostaliśmy „zaorani” przez sąd i ośmieszeni. Posługujemy się bowiem „pseudoargumentami”, co krewki maturzysta demaskuje, wyrastając na czołowego pogromcę kiepskich prawników, młot na filozofującego burmistrza łamiącego prawo.„Bloger” uchyla również rąbka tajemnicy kolejnej afery…  Do tego jeszcze wrócimy.

Wszystko to byłoby pewnie i godne pochwały, gdyby… No właśnie, czego właściwie dotyczyły sprawy, z którymi Targosz pobiegł do sądu? Na czym polegała bezczynność organu, którą wykazał? I tak właśnie docieramy do sedna problemu, o których chciałbym napisać. Mamy tutaj bowiem przykład wykorzystywania przepisów prawa i organów państwa do pompowania własnego ego przez osoby, które żadnych pożytecznych funkcji w debacie publicznej pełnić nawet nie próbują. Próbują natomiast za wszelką cenę “zaistnieć”, aby w czasie wyborów znów kandydować do rozmaitych stanowisk.

W pierwszej wygranej przez siebie sprawie „bloger” Targosz zażądał zakresu czynności jednego z pracowników Urzędu, pełniącego funkcję pomocy administracyjnej – radnego powiatowego Pawła Kopra. Ponieważ przepisy prawa, wbrew wyobrażeniom dzielnego maturzysty, znamy trochę wnikliwiej niż on sam, zdecydowaliśmy, że nie dają one burmistrzowi możliwości udzielenia odpowiedzi w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej. Jednocześnie odpowiedzi tej mogliśmy udzielić w trybie interpelacji i tak się stało – tożsame pytanie zadała radna Kaczyńska i dostała pełną odpowiedź – opublikowaną na naszej stronie internetowej. Jednak pomimo tego, że Targosz znał już odpowiedź na swoje pytanie i nikt nie chciał przed nim niczego ukrywać, “bloger” wniósł sprawę do sądu. Tylko po co?

Rozstrzygnięcie tej sprawy przez sąd miałoby sens, gdyby miała ona jakiś szczególny ładunek ustrojowy, albo coś przed opinią publiczną starano by się zataić. Tutaj z niczym takim do czynienia nie mieliśmy. Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał, że odpowiedzi mogliśmy udzielić, bowiem Paweł Koper… jest też radnym powiatowym, który chroniony jest przez przepisy prawa pracy słabiej. Choć mam wątpliwości, czy jest to rozstrzygnięcie trafne, nie widziałem powodu poświęcać tej sprawie w ogóle czas i nawet nie próbowaliśmy się odwoływać.

Kolejna wygrana “blogera” to równie „doniosły” przypadek.

Targosz przesłał mailem do Urzędu pytanie na temat jednego z moich zarządzeń. Jego mail wylądował w SPAMIE. “Bloger” poczekał 14 dni i znów wniósł skargę do sądu administracyjnego na bezczynność burmistrza. Gdy tylko dowiedzieliśmy się o tym fakcie, udzieliliśmy mu odpowiedzi, zanim do jakiejkolwiek rozprawy doszło. Skarga Targosza do sądu nie miała więc najmniejszego sensu, a właściwie wystarczyłoby, gdyby grzecznie przypomniał, że czeka na odpowiedź. Dodam, że Targosz pytał o sprawę bez jakiegokolwiek istotnego znaczenia. Będące przedmiotem zapytania zarządzenie dotyczyło wprowadzenia dodatkowej stawki czynszu dzierżawnego na Placu Kościuszki na potrzeby współorganizowanych przez nas zawodów strażackich FCC. Ponieważ jednak ostateczna koncepcja organizacji została zmieniona, zarządzenie uchyliliśmy i zastosowaliśmy stawki już obowiązujące.

Mimo to Targosz ogłosił, że udaremnił przekręt i dokonał tego poprzez… wysłanie maila, którego nikt nie przeczytał. Czytając te przechwałki o mało nie zadławiłem się kanapką…*

***

Miesięcznie dostajemy około 20 wniosków o informację publiczną. Większość wniosków spływa drogą mailową, na różne adresy e-mail Urzędu Miejskiego. Błędów nie da się uniknąć, zwłaszcza, że część wniosków wysyłają anonimowe osoby mailem w sposób hurtowy. Gdyby nasz dzielny “bloger” wysyłał wnioski z maila, który w adresie zawiera jego imię i nazwisko (a nie z adresu locall@…) prawdopodobieństwo wylądowania w SPAMie z całą pewnością byłoby mniejsze. Większość zapytań pochodzi od tych samych czterech osób – miejscowego salonu “niezależnych”. Motyw przewodni jest jeden: szukanie haków. Na dziesiątki zadanych pytań na razie żadnych afer nie udało się wykryć. Ale kto wie, może do wyborów panowie (i pani) wreszcie coś znajdą.

***

Czas na wnioski płynące z tych anegdot.

Jak widać na przykładzie Wadowic, mechanizmy jawności używane są często przez osoby, które są aspirantami do rozmaitych stanowisk, przegranymi w wyborach szukającymi rewanżu, albo zwyczajnie sposobu podbudowania własnego ego, czy rozrywki w swoim nudnym życiu – poprzez składanie różnych petycji, wniosków, żądań.

Gdy nie masz kolegów, a ogólnie w życiu Ci nie wyszło, urząd zawsze musi odpowiedzieć na Twoje pismo, a i sąd zajmie się Twoją sprawą…

Instytucja informacji publicznej służyć miała między innymi patrzeniu władzy na ręce. Trudno w działaniu rzeczników poprzedniej władzy widzieć bezstronnych, zatroskanych obywateli czy blogerów. Ale mniejsza o to, każdy ma prawo pytać, choćby i pytał o rzeczy mało ważne, albo już wiadome. Problem w tym, że pytania te, skargi i wnioski generują koszty, za które płacą wszyscy podatnicy. Urzędnicy marnują czas, podobnie sędziowie, bo jeden czy drugi aspirant do świata polityki ma potrzebę napompowania się przed lustrem. W ten sposób w pianie bzdur giną sprawy istotne, a instytucje samorządowe i inne zajmują się niezaspokojonymi ambicjami rozmaitych Zbysiów, Edków i łasic. W efekcie zamiast debaty publicznej mamy organizowane nagonki, a zamiast opozycji cyrkową trupę.

Potwierdza to formułowaną przeze mnie już wielokrotnie wcześniej tezę, że demokracja wymaga nie tylko procedur, ale również dojrzałości korzystających z nich obywateli. Zanim ktoś w końcu dojdzie do wniosku, że dostępność informacji należy ograniczyć, bo stanowi ona pożywkę dla szukających atencji frustratów, pieniaczy itd.

A tego byśmy przecież nie chcieli.

* Przypominałem sobie jeszcze jeden wyczyn “blogera”. Gdy aspirował do miana radnego z komitetu starosty, wszem i wobec chwalił wydanie z publicznej kasy 2 000 zł na kanapki, podobno z kawiorem, dla gości “imprezy promocyjnej” organizowanej przez starostę w rocznicę objęcia przezeń urzędu (sic!). Po przegranych wyborach Targosz grzmiał, że za publiczne pieniądze zamierzam kupować kanapki swoim pracownikom (zamiast ciastek i cukierków – które kupowano za poprzedniczki). Nie wiedział, że płacę za nie z własnych środków. Miesięcznie kosztowało mnie to ok. 100 zł.

Read more http://mateuszklinowski.pl/2017/03/11/zbysio-w-pianie/

Oceń ten artykuł
(0 głosów)