Afera Ogrodowej jednak była. Sąd przyznał mi rację.
FG_AUTHORS: Mateusz Klinowski Blog
Nadrabiam zaległości blogowe, a nazbierało się ich sporo. W pierwszej kolejności sprawa procesu sądowego z rodziną Frączek, wadowickich restauratorów spod znaku wina, pizzy i parkingu. Proces o rzekome naruszenie dóbr osobistych ich firmy JAF Inwestycje (czyli Jan i Anna Frączek) zakończył się dla mnie pomyślnie – pozew oddalono, a wyrok pod koniec października uprawomocnił się w II instancji.
Po niemal roku procesu, przesłuchaniu licznych świadków obu stron i przeczytaniu stert dokumentów Sąd Okręgowy w Krakowie przyznał mi rację i oddalił pozew o naruszenie dóbr osobistych spółki JAF. Państwo Frączek poprzez swoją firmę żądali w nim ode mnie sążnistych przeprosin, 20 000 zł zadośćuczynienia dla siebie oraz nawiązki 20 000 zł na rzecz stowarzyszenia Dać Szansę byłego starosty, obecnie radnego powiatowego Jacka Jończyka (w wadowickiej polityce nie dzieje się przypadkiem).
Był to proces bardzo ciekawy, nie tylko ze względu na zeznania świadków strony powodowej – urzędników Urzędu Miejskiego w Wadowicach (dzisiaj już tam nie pracują). Po pierwsze, do rzekomego naruszenia dóbr osobistych spółki miało dojść poprzez sprostowanie materiału prasowego opublikowanego na łamach Kroniki Beskidzkiej. W tekście „Afery nie było” przedstawiono mnie jako niepoważnego krzykacza, którego zarzutom ani prokuratura, ani sąd nie przyznały racji. Postanowiłem więc przybliżyć czytelnikom fakty.
W reakcji na ten tekst pozwała mnie spółka JAF, czyli sami Frączkowie. Twierdzili, że zarzucam im „aferę” i podaję nieprawdziwe informacje, bo restauracja posiadała wszystkie odbiory, a miejska działka jest dzierżawiona za stawki rynkowe. Wszystko to miałem czynić z niskich pobudek, by zniszczyć ich jako przedsiębiorców, a moja pisanina spowodowała, że gorzej sprzedaje się pizza. Frączkowie twierdzili również, że ich restauracja cieszy się mniejszym zainteresowaniem, bo z jej usług zrezygnował… Urząd Miejski, który nie organizuje już tam imprez.
Akcja sądowa była skoordynowana – w tym samym czasie prywatny akt oskarżenia złożyła burmistrz Wadowic, a obecnie posłanka PIS. Ewa Filipiak zarzucała mi z kolei pomówienie – w tej samej sprawie. Współpraca trwała zresztą również w okresie kampanii wyborczej do samorządu, gdzie Ogrodowa wyraźnie opowiedziała się po stronie przegranej burmistrz, a rzecznik Kotarba spotykał się z Frączkami w restauracji i w imieniu „młodych pracowników Ogrodowej” redagował słynne listy otwarte.
Przed sądem wykazałem prawdziwość twierdzeń na temat byłej burmistrz Wadowic, jej związków z Ogrodową i jej właścicielami, nieprawidłowości w procesie dzierżawienia gminnej działki na rzecz właścicieli Ogrodowej, jak również innych nieprawidłowości związanych z restauracją (użytkowanie bez pozwoleń restauracji i parkingu, uzyskanie mimo to zgody na podawanie alkoholu w lokalu, wódczana libacja z urzędnikami) – podpierając się dokumentami i zeznaniami świadków. Moje zarzuty potwierdził też audyt, czego następstwem jest złożone przez RIO zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez poprzednią burmistrz. Zarzuty nie formułowałem jako osoba prywatna, ale radny komisji rewizyjnej, którego obowiązkiem była kontrola postępowania burmistrza i Urzędu Miejskiego.
W czasie postępowania sądowego Jan i Anna Frączek zarzucali mi, że spowodowałem spadek obrotów w ich restauracji. Jednak biznesmeni dowodzili tego nie za pomocą dokumentów, ale powołanych przez siebie świadków – urzędników. Kolejno zeznawali Stanisław Kotarba, Piotr Hajnosz, Anna Makuch, Marcin Płaszczyca (po stracie pracy w UM zaczął pracować w Ogrodowej – co zeznała Anna Frączek). Zeznania zakrawały na kpinę. Urzędnicy twierdzili, że do Ogrodowej w ogóle nie chodzą, ale widząc ją z pewnej odległości, a ponieważ restauracja jest przeszklona, potrafią ocenić, że pojawia się w niej coraz mniej osób.
Piotr Hajnosz podnosił nawet, że skoro przestał do restauracji chodzić „z kolegami”, to z konieczności oznacza to, że do Ogrodowej chodzi mniej osób. Mniej o samego Piotra. Trudno z tym polemizować, prawda? Jedynie Marcin Płaszczyca przyznał, że nadal jest stałym gościem restauracji, ale nie potrafił powiedzieć, czy używana była jej większa część – właśnie ta przez wiele lat nieodebrana i stanowiąca plac budowy. Redaktor siedzi bowiem w miejscu, gdzie widok na większą część restauracji zasłania mu filar. Za zamawiane dla siebie jedzenie i picie zawsze płaci sam.
Powołani z kolei przeze mnie świadkowie opowiadali o tym, że na placu budowy jednak biesiadowali, a także pili wódkę z urzędnikami w czasie oficjalnych miejskich imprez odbywających się w restauracji. Libacje odbywały się na koszt podatnika, bo jak skądinąd wiemy, w Ogrodowej poprzednia burmistrz wydawała dziesiątki tysięcy złotych. Słysząc te zeznania Anna Frączek „sprytnie” ripostowała, że w butelkach w kształcie butelek wódki podawała likier o smaku wódki – niskoprocentowy. I to pomimo tego, że Jan Frączek wyznał kiedyś w przypływie szczerości, że do golonki „musiał podać wódkę, bo tak nakazuje staropolski zwyczaj i gościnność”. Było naprawdę zabawnie.
Kolejnym zaskoczeniem była konieczność wykazania przeze mną opinią biegłego, że stawka, po jakiej Frączkowie dzierżawili miejski grunt była rażąco nierynkowa. Powołany przez sąd na mój koszt rzeczoznawca majątkowy (1000 zł zaliczki) popełniał szkolne błędy metodologiczne na moją niekorzyść (poważnie niedoszacował wartość stawki rynkowej), o których powinienem napisać osobny wpis, ale i tak wykazał, że stawkę 3-krotnie zaniżono. Nie mam pojęcia, do czego sędziemu służyć miał ten dowód, skoro stawki na innych gminnych parkingach w przetargach wahają się pomiędzy 14-27 zł / m2, a Frączkowie początkowo płacili stawkę 0,11 zł, później zwiększoną do 1,05 zł? Sięganie po biegłych w takich duperelnych sprawach stanowi praktykę wymiaru sprawiedliwości, co jedynie zwiększa koszty postępowań płacone przez strony oraz powoduje przewlekłość postępowania. Ostatecznie koszt sporządzenia tej absurdalnej w świetle dostępnych informacji opinii biegłego obciążył pozywających.
Wobec przedstawionych przeze mnie solidnych dowodów (dokumenty, zeznania) i bzdur opowiadanych przez świadków strony powodowej, nieprzychylny mi na ogół sędzia Wojciech Żukowski nie miał wyboru i powództwo oddalił. Co ciekawe, jako jeden z dowodów w sprawie przedstawiłem artykuły o tłumach na Ogrodowej pióra… Marcina Płaszczycy. Świadek wyraźnie przeczył w nim tezie, którą Frączkowie chcieli za jego pomocą wykazać przed sądem.
W uzasadnieniu wyroku sędzia podniósł, że nie działałem w celu poniżenia rodziny Frączków, tylko w obronie interesu społecznego. Nie przekroczyłem też granic dozwolonej krytyki, bowiem podniesione przeze mnie zarzuty są w ocenie sądu prawdziwe. Podobnie ogłosił sąd II instancji, do którego wpłynęła apelacja JAF.
Procesowi przyglądała się grupa moich studentów, dla których była to wymowna lekcja, na jakie postępowania i w jaki sposób marnotrawi się siły i środki wymiaru sprawiedliwości. W międzyczasie sukcesem zakończyłem również sprawę z Ewą Filipiak.
Nie muszę chyba dodawać, że o żadnym z tych procesów ani słowa nie napisał „rzetelny” portal Wadowice24. Gdy pozwy i akty oskarżenia wpływały do sądu, Marcin Płaszczyca krzyczał tytułami: „Klinowski pozwany za kłamstwa!”. Teraz swoje mocno lokalne dziennikarstwo sprowadził do opisywania tego, co widzi przez szybę Ogrodowej. Tam usilnie zarabia na kawę, za którą przecież zawsze płaci…
O sprawach związanych z Ogrodową i nie tylko przeczytać można więcej na stronie Inicjatywy Wolne Wadowice.
Facebook YouTube