A+ A A-

Chcę haszyszu z certyfikatem Fair Trade!

Konsumenci marihuany powinni mieć możliwość wyboru certyfikowanej, wolnej od patologii używki fairtrade.org
Będąc świadomym konsumentem, mam możliwość marginalnego wpływu na to, w jakich warunkach produkowana jest kupowana przeze mnie herbata, czekolada, czy wiele innych produktów. Dzięki znakom i certyfikatom typu "Fair Trade", konsumenci mają możliwość wyboru dostawców, którzy na każdym kroku wykazują się szacunkiem do człowieka i natury. Czekam na podobne rozwiązania na rynku marihuany.

Można się kłócić, ile w oznaczeniach typu "Fair Trade" jest realnej troski o pracowników z "trzeciego świata", a ile marketingu - ale nie w tym rzecz. Dla wielu konsumentów, ten czy inny znaczek stanowi istotny czynnik przy wyborze produktów, które kupują. Co ciekawe, marka "Fair Trade" w pewnym sensie specjalizuje się w narkotykach - głównymi produktami objętymi certyfikacją są przecież kawa i herbata, czyli dwie najpopularniejsze substancje psychoaktywne akceptowane przez zachodnią kulturę.

Kupując marihuanę nie mamy niestety możliwości wyboru takiego dostawcy, który wykazuje się poszanowaniem wszystkich zaangażowanych w produkcję osób, jak też troską o środowisko naturalne. Nie chcę używać towaru, który zostawia za sobą krwawy ślad - niestety część suszu pochodzi ze źródeł, które jednocześnie zajmują się handlem bronią, ludźmi, organami itd. Normą w biznesie, jak pokazują przykre doświadczenia z Meksyku, są brutalne przestępstwa i bestialstwo. Pomimo ogromnych dochodów, jakie generuje nielegalny biznes, pierwsze ogniwo produkcji, czyli rolnik opiekujący się roślinami, rzadko kiedy widzi te góry złota. Dobry, afgański haszysz, osiąga w Europie ceny rzędu 10 euro za gram - miejscowi cieszą się, gdy dostaną 100 euro za kilo. Nie słyszałem też, żeby czarnorynkowa produkcja marihuany na dużą skalę przejmowała się środowiskiem - co jest o tyle ciekawe, że wielu jej użytkowników jest konsumentami organicznej eko-żywności. Ostatnim stadium patologii jest to, że na dobrą sprawę nie mamy pewności, czy kupna marihuana jest w ogóle suszonymi kwiatostanami konopi indyjskich, czy słynnym "suszem koloru zielonego" z dodatkiem szkodliwych, syntetycznych kanabinoidów.

Nie chcę brać w tym udziału. Oczywiście skoro i tak jesteśmy "przestępcami" w świetle oderwanych od rzeczywistości przepisów, można zdecydować się na własną uprawę albo korzystać z usług zaprzyjaźnionego rolnika. Nie wszyscy mają jednak taką możliwość, tak jak nie wszyscy mają czas i ochotę prowadzić przydomową plantację herbaty. Możliwość certyfikacji i znaków jakości jest jedną z największych korzyści, jakie płynąć będą z legalizacji posiadania, produkcji i handlu marihuaną. Takie rozwiązanie byłoby najpotężniejszym narzędziem walki z problemami, wiążącymi się z (nad)używaniem substancji psychoaktywnych.

Za kilkanaście lat, idąc za odwiecznym instynktem homo sapiens do intoksykacji, mój syn prawdopodobnie zacznie interesować się cannabisem. Zrobię wszystko, żeby prohibicja i zanieczyszczony towar pochodzący od przestępców były dla niego tym samym, czym dla mnie komuna - przykrym wspomnieniem ojca.

Opublikowane przez Maciej Kowalski na blogu natemat.pl: http://maciejkowalski.natemat.pl/118735,chce-marihuany-z-certyfikatem-fair-trade

Oceń ten artykuł
(0 głosów)