Uprawa na zewnątrz: Czerwiec - Lipiec
Odpowiadając na prośby czytelników, zamieszczamy artykuł dotyczący podstawowych zagadnień uprawy roślin, w tym przypadku na dworze, outdoors. Jest to najpopularniejsza metoda wśród Polaków, ponieważ nie wymaga dużej ilości pieniędzy ani czasu (jesteśmy dość zapracowanym narodem).
I na poletku growerzy „dzieci” muszą jednak odwiedzać. W czerwcu-lipcu, jeżeli wszystko jest w porządku i nie ma suszy ani innych kataklizmów, mogą zaglądać raz na ok. trzy tygodnie. No, może w lipcu jeszcze jeden raz więcej. Chodzi przede wszystkim o usunięcie samców.
Hodowca nie dopuszcza, żeby zapyliły, bo otrzyma potem naprawdę marne kwiatostany i w małej ilości. Nie ma żadnego sensu czekać, na zasadzie „poczekam jeszcze tydzień-półtora, zresztą kilka ziarenek zebrać się przyda...”! Męskie krzaki rozwijają się z zatrważającą szybkością, tydzień-półtora może im wystarczyć na kwitnienie, a nawet mała ilość uwolnionego pyłku wyrządzi wielkie straty tak dopiero się budzącym, jak i większym żeńskim pąkom. A kilkanaście lub kilkadziesiąt pestek to i tak pewnie wyjdzie, ze względu na pył dzikich roślin. Dlatego usuwa się chłopaków od razu, nie czekając. Nie obrywa się samych zawiązków kwiatowych, nie obrywa się łodygi z zielonego, nie łamie jej, tylko wyrywa z korzeniami. To jeden z największych twardzieli wśród roślin naszych łąk, to chwast i może zaskoczyć, odradzając się jak Feniks z popiołów.
Jak rozpoznać „mena”? Znak, widoczny na pierwszy rzut oka, ale nie dający żadnej pewności, jest taki: rośnie szybko (może to być niestety „ulubiony” krzaczek farmera), zwykle jest wyższy i szczuplejszy. Zawiązki (ang. pre-flowers) pojawiają się na ogół wcześniej niż u dziewczyn. Dzieje się to w miejscach, gdzie od głównej łodygi odchodzą gałązki, najpierw w wyższych partiach. Wyglądają jak malutkie kuleczki, które potem wydłużają się do kształtu banana, który dojrzawszy otwiera się i wysypuje jasny proszek. Nieco później, ale może być to też mniej więcej w podobnym czasie, powstają żeńskie zawiązki kwiatowe. Z początku przypominają rodzące się listki, włoski. Jednak we wczesnym stadium odróżnienie jednych od drugich sprawia problem nawet doświadczonym osobom, dlatego często używa się lup i innych szkieł powiększających. Jeżeli nie ma pewności co do tożsamości płciowej podejrzanego egzemplarza, oznacza to kolejną wizytę w krótkim czasie (z zachowaniem ostrożności w wydeptywaniu ścieżek). Zazwyczaj rozkład płci w populacji to około 50:50, ale jeśli w młodości sadzonki cierpiały na niedostatek słońca, wody lub przeżyły szok, męskich może być więcej. Z jednego „dziecka” może wyrosnąć tak chłopiec, jak i dziewczyna. Chłopcy lepiej sobie radzą w trudnych warunkach, a ich pyłek ma szansę dolecieć w miejsce, gdzie lepszy mikroklimat, podczas gdy osobniki żeńskie pozostawiają nasiona tam, gdzie wyrosły. Ten fenomen ma jeszcze inne konsekwencje, o których trzeba pamiętać, ale o tym później. W każdym razie wczesne pojawianie się zawiązków kwiatowych jest złym znakiem.
Liście, które właśnie zostały zerwane wraz z całością, można wykorzystać do przyrządzenia np. mleka czy czegoś innego, albo w zwykły sposób. Co prawda jakość będzie wielokrotnie niższa niż to, do czego ogrodnicy dążą, ale zapasów pewnie już dawno brakło, a smak i zapach własnej rośliny pomidora, nawet liści, kusi.
[Oczywiście, jeśli użyte zostały tzw. nasiona feminizowane, albo nawet szczepki z roślin-matek, samców nie będzie. To uspokaja. Jednak i wtedy nie ma pełnego bezpieczeństwa. Może powstać tzw. herm, hermafrodyta, obojnak. Na jednym krzewie kwiatostany męskie i żeńskie. Czasem się to zdarza, szczególnie przy niektórych feminizowanych ziarnach, niektórych odmianach, albo u roślin, które przeżyły jakiś rodzaj szoku. Jednak o tej porze roku raczej mało kto zawraca sobie głowę tym potencjalnym problemem.]
Rzecz jasna, choć krzaczki zwykle świetnie sobie radzą same i osiągnęły już cieszący oko rozmiar, usunięcie męskich to nie jedyne, co można zrobić pożytecznego. Po przybyciu z wizytą rolnik powinien sprawdzić na przykład, czy rośliny nie są nadłamane lub skatowane przez szkodniki, może dyskretnie wypielić chwasty. W tym pierwszym przypadku przydatna bywa maść ogrodnicza i coś do obwiązania. Łodygę można przywiązać plastikową zapinką do wbitego w ziemię badyla, dla stabilności (także prewencyjnie, jeżeli idą burze, ale to zawsze trochę widać). Szkodniki da się traktować różnymi preparatami, albo samemu przyrządzić np. ekologiczny napar z ostrych przypraw albo wręcz... tytoniowych kiepów. Jak wszystko, nie zawsze działa, różnego rodzaju robactwa i paskudztwa są nieraz bardzo trudne do zwalczenia. Jeżeli inwazja jest tak poważna, że roślinka sobie wyraźnie nie poradzi, wyrywa się ją, żeby nie zarażała dalszych. Jeśli jest jednak mocna i zdrowa, przeważnie żaden większy kłopot jej nie spotka.
Czy przycinać stożek wzrostu? A czemu nie? Robi się to, by krzak był gęstszy, mocniejszy i po rozdzieleniu czubków miał więcej nasłonecznionych topów. Dokonuje się tego właśnie w okresie intensywnego wzrostu (najlepiej czystym narzędziem).
Kolejna sprawa to nawożenie. Sprawa dość istotna. Słońca zapewne pod dostatkiem, jeśli nie ma suszy, to wody też, a gleby zwykle nierewelacyjne. To może poważnie ograniczyć wzrost lub osłabić zdrowie. Stosowany na tym etapie nawóz powinien być przeznaczony do roślin zielonych (liściastych), czyli posiadać przewagę azotu (N), najlepiej w zróżnicowanych formach, i wyraźnie mniej fosforu (P). Przykładowe proporcje to NPK 3:1:2. Mikroelementy mile widziane. Jaki konkretnie nawóz? Skondensowany, wydajny, może być w proszku. Jednak nawozy organiczne z kwiaciarni, typu humus w płynie, które zresztą bywają w istocie organiczno-mineralne, wydajne nie są. Ponieważ na dworze metabolizm jest znacznie szybszy niż u kwiatków na parapecie, ziemia słabsza, krzak większy, a odżywki podaje się tylko z okazji odwiedzin, dawki wyglądają zupełnie inaczej. Nie sposób jednak określić ich dokładnie, zależą od wielu rzeczy. Przy chemicznych, mineralnych nawozach trzeba wyczucia, spalić korzenie na śmierć jest łatwo. Podaje się je z wodą. (Wody z kolei nie powinno się dostarczać w południe, w upał, przynajmniej zimnej, to dla korzeni szok termiczny.) Istnieje też możliwość stosowania nawozów o przedłużonym uwalnianiu. Nie wchodząc w szczegóły, miękkie łodygi zwykle świadczą o niedoborze potasu, a bladość liści oznacza potrzebę dodania azotu (a różne dziwne kształty i „efekty” to brak mikroelementów). Nawóz czysto azotowy da się szybko dostarczyć poprzez spryskiwacz. Żółte liście mogą się wiązać ze zbyt kwaśnym odczynem gleby, co jest częste. To można skorygować wapnem, pewną ilością dolomitu, kredą. Najlepiej stopniowo i ostrożnie, bez stresowania. W outdoorze trudno przeprowadzać pomiary i precyzyjnie oszacować wymaganą ilość danego środka. Przy nawozach sztucznych lepiej mniej, niż więcej i pomału, stopniowo. Praktyka czyni mistrza.
Reszty dokonuje wspaniała natura.
Hodowca nie dopuszcza, żeby zapyliły, bo otrzyma potem naprawdę marne kwiatostany i w małej ilości. Nie ma żadnego sensu czekać, na zasadzie „poczekam jeszcze tydzień-półtora, zresztą kilka ziarenek zebrać się przyda...”! Męskie krzaki rozwijają się z zatrważającą szybkością, tydzień-półtora może im wystarczyć na kwitnienie, a nawet mała ilość uwolnionego pyłku wyrządzi wielkie straty tak dopiero się budzącym, jak i większym żeńskim pąkom. A kilkanaście lub kilkadziesiąt pestek to i tak pewnie wyjdzie, ze względu na pył dzikich roślin. Dlatego usuwa się chłopaków od razu, nie czekając. Nie obrywa się samych zawiązków kwiatowych, nie obrywa się łodygi z zielonego, nie łamie jej, tylko wyrywa z korzeniami. To jeden z największych twardzieli wśród roślin naszych łąk, to chwast i może zaskoczyć, odradzając się jak Feniks z popiołów.
Jak rozpoznać „mena”? Znak, widoczny na pierwszy rzut oka, ale nie dający żadnej pewności, jest taki: rośnie szybko (może to być niestety „ulubiony” krzaczek farmera), zwykle jest wyższy i szczuplejszy. Zawiązki (ang. pre-flowers) pojawiają się na ogół wcześniej niż u dziewczyn. Dzieje się to w miejscach, gdzie od głównej łodygi odchodzą gałązki, najpierw w wyższych partiach. Wyglądają jak malutkie kuleczki, które potem wydłużają się do kształtu banana, który dojrzawszy otwiera się i wysypuje jasny proszek. Nieco później, ale może być to też mniej więcej w podobnym czasie, powstają żeńskie zawiązki kwiatowe. Z początku przypominają rodzące się listki, włoski. Jednak we wczesnym stadium odróżnienie jednych od drugich sprawia problem nawet doświadczonym osobom, dlatego często używa się lup i innych szkieł powiększających. Jeżeli nie ma pewności co do tożsamości płciowej podejrzanego egzemplarza, oznacza to kolejną wizytę w krótkim czasie (z zachowaniem ostrożności w wydeptywaniu ścieżek). Zazwyczaj rozkład płci w populacji to około 50:50, ale jeśli w młodości sadzonki cierpiały na niedostatek słońca, wody lub przeżyły szok, męskich może być więcej. Z jednego „dziecka” może wyrosnąć tak chłopiec, jak i dziewczyna. Chłopcy lepiej sobie radzą w trudnych warunkach, a ich pyłek ma szansę dolecieć w miejsce, gdzie lepszy mikroklimat, podczas gdy osobniki żeńskie pozostawiają nasiona tam, gdzie wyrosły. Ten fenomen ma jeszcze inne konsekwencje, o których trzeba pamiętać, ale o tym później. W każdym razie wczesne pojawianie się zawiązków kwiatowych jest złym znakiem.
Liście, które właśnie zostały zerwane wraz z całością, można wykorzystać do przyrządzenia np. mleka czy czegoś innego, albo w zwykły sposób. Co prawda jakość będzie wielokrotnie niższa niż to, do czego ogrodnicy dążą, ale zapasów pewnie już dawno brakło, a smak i zapach własnej rośliny pomidora, nawet liści, kusi.
[Oczywiście, jeśli użyte zostały tzw. nasiona feminizowane, albo nawet szczepki z roślin-matek, samców nie będzie. To uspokaja. Jednak i wtedy nie ma pełnego bezpieczeństwa. Może powstać tzw. herm, hermafrodyta, obojnak. Na jednym krzewie kwiatostany męskie i żeńskie. Czasem się to zdarza, szczególnie przy niektórych feminizowanych ziarnach, niektórych odmianach, albo u roślin, które przeżyły jakiś rodzaj szoku. Jednak o tej porze roku raczej mało kto zawraca sobie głowę tym potencjalnym problemem.]
Rzecz jasna, choć krzaczki zwykle świetnie sobie radzą same i osiągnęły już cieszący oko rozmiar, usunięcie męskich to nie jedyne, co można zrobić pożytecznego. Po przybyciu z wizytą rolnik powinien sprawdzić na przykład, czy rośliny nie są nadłamane lub skatowane przez szkodniki, może dyskretnie wypielić chwasty. W tym pierwszym przypadku przydatna bywa maść ogrodnicza i coś do obwiązania. Łodygę można przywiązać plastikową zapinką do wbitego w ziemię badyla, dla stabilności (także prewencyjnie, jeżeli idą burze, ale to zawsze trochę widać). Szkodniki da się traktować różnymi preparatami, albo samemu przyrządzić np. ekologiczny napar z ostrych przypraw albo wręcz... tytoniowych kiepów. Jak wszystko, nie zawsze działa, różnego rodzaju robactwa i paskudztwa są nieraz bardzo trudne do zwalczenia. Jeżeli inwazja jest tak poważna, że roślinka sobie wyraźnie nie poradzi, wyrywa się ją, żeby nie zarażała dalszych. Jeśli jest jednak mocna i zdrowa, przeważnie żaden większy kłopot jej nie spotka.
Czy przycinać stożek wzrostu? A czemu nie? Robi się to, by krzak był gęstszy, mocniejszy i po rozdzieleniu czubków miał więcej nasłonecznionych topów. Dokonuje się tego właśnie w okresie intensywnego wzrostu (najlepiej czystym narzędziem).
Kolejna sprawa to nawożenie. Sprawa dość istotna. Słońca zapewne pod dostatkiem, jeśli nie ma suszy, to wody też, a gleby zwykle nierewelacyjne. To może poważnie ograniczyć wzrost lub osłabić zdrowie. Stosowany na tym etapie nawóz powinien być przeznaczony do roślin zielonych (liściastych), czyli posiadać przewagę azotu (N), najlepiej w zróżnicowanych formach, i wyraźnie mniej fosforu (P). Przykładowe proporcje to NPK 3:1:2. Mikroelementy mile widziane. Jaki konkretnie nawóz? Skondensowany, wydajny, może być w proszku. Jednak nawozy organiczne z kwiaciarni, typu humus w płynie, które zresztą bywają w istocie organiczno-mineralne, wydajne nie są. Ponieważ na dworze metabolizm jest znacznie szybszy niż u kwiatków na parapecie, ziemia słabsza, krzak większy, a odżywki podaje się tylko z okazji odwiedzin, dawki wyglądają zupełnie inaczej. Nie sposób jednak określić ich dokładnie, zależą od wielu rzeczy. Przy chemicznych, mineralnych nawozach trzeba wyczucia, spalić korzenie na śmierć jest łatwo. Podaje się je z wodą. (Wody z kolei nie powinno się dostarczać w południe, w upał, przynajmniej zimnej, to dla korzeni szok termiczny.) Istnieje też możliwość stosowania nawozów o przedłużonym uwalnianiu. Nie wchodząc w szczegóły, miękkie łodygi zwykle świadczą o niedoborze potasu, a bladość liści oznacza potrzebę dodania azotu (a różne dziwne kształty i „efekty” to brak mikroelementów). Nawóz czysto azotowy da się szybko dostarczyć poprzez spryskiwacz. Żółte liście mogą się wiązać ze zbyt kwaśnym odczynem gleby, co jest częste. To można skorygować wapnem, pewną ilością dolomitu, kredą. Najlepiej stopniowo i ostrożnie, bez stresowania. W outdoorze trudno przeprowadzać pomiary i precyzyjnie oszacować wymaganą ilość danego środka. Przy nawozach sztucznych lepiej mniej, niż więcej i pomału, stopniowo. Praktyka czyni mistrza.
Reszty dokonuje wspaniała natura.
Tak, zamieszczamy materiały instruktażowe dotyczące uprawy roślin konopi. Przestrzegamy zarazem, ze względu na BHP nie należy robić tego w Polsce. Jeżeli cierpisz na nowotwór, anoreksję, jaskrę, AIDS, stwardnienie rozsiane lub którąś z innych chorób leczonych przy pomocy Cannabis, dla ratowania własnego zdrowia i życia postaraj się o własne kwiaty, ale wcześniej opuść terytorium RP. Jeżeli stosujesz susz konopny lub haszysz jako używkę, rób to odpowiedzialnie - nie kupuj jej od handlarzy, ponieważ często zawiera niezdrowe domieszki (jak choćby drobno mielone szkło dla zwiększenia wagi), a pieniądze mogą wspierać nieuczciwy biznes. Na szczęście w wielu krajach można bezpiecznie uprawiać swoje rośliny na własne potrzeby.
Spliff
Facebook YouTube