Wzbiera społeczny bunt trawiarzy
WK rozpoczęły akcje na miarę swoich możliwości. Nie poddali się po zakończonej brutalną, bezprawną pacyfikacją i zaborem mienia znacznej wartości okupacji Rybnika, gdzie narobili sporo zamieszania. Jak się okazało, pokonali w Sądzie Najwyższym urzędującego prezydenta Komorowskiego, który jeszcze jako Marszałek Sejmu odrzucił poprawny wniosek, od którego miała rozpocząć się zbiórka podpisów do zarejestrowania obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej (100 tys. podpisów). Postulaty to dekryminalizacja posiadania do 30 g, uprawy do 3 krzaków oraz amnestia dla skazanych.
Ruszyła kampania wrześniowa (w rzeczywistości trwa i w październiku), miało odbyć się sto Marszów Wyzwolenia w całej Polsce. Stu na pewno nie będzie, ale i tak rozmach imponujący, udział biorą takie miasta jak np. Włocławek, Olsztyn, Bielsko-Biała, Zakopane i rzecz jasna większe jak Poznań, Kraków, Warszawa, Wrocław. Podobnie jak niegdyś w Kanabie, miejscowe ekipy organizują się i podłączają do akcji pod wspólnym szyldem.
Już to, trafiając do nieco już bardziej otwartych obecnie mass mediów, wywołało pewien oddźwięk. Następnym krokiem miały być planowane (choć zbyt słabo rozpropagowane) trzy Marsze w stolicy codziennie przez dwa tygodnie – ich deklarowanym celem było sparaliżowanie komunikacji. Hasło: „My siedzimy w więzieniach, Wy stoicie w korkach”. Jak można było przewidzieć, miasto (Ewa Gawor) spanikowało i zakazało ich, choć w wypowiedziach publicznych starali się nie zaogniać sytuacji i powoływali na względy bezpieczeństwa, sprawności transportu, także na jawność zamiaru blokady Warszawy.
W ten sposób organizatorzy, nie musząc wysilać się na żmudną kampanię, zyskali już rozgłos. Dobrze przygotowane przez J. Sadowskiego pismo odwoławcze do wojewody mazowieckiego zostało odrzucone. Sprawą najbardziej interesowało się lokalne i nie tylko TVN (większość anty, jeden materiał nawet pozytywny) i GW (dość obiektywnie, a często z sympatią!). Liczne były głosy krytyki, typu „depenalizacja tak, ale blokady zniechęcą do idei społeczeństwo”, w tym idiotyczna wypowiedź prof. Regulskiego, że manifestację się robi po to, by przekonać, a nie przeszkadzać mieszkańcom. Walka o swobody nie musi i nie zawsze prowadzona jest grzecznymi metodami (przykładem strajki, manifestacje np. górnicze), ktoś nawet odpowiedział „nas interesuje to, żeby do pracy nie dojechała żona polityka”; prześladowane grupy społeczne mają moralne prawo do radykalnych form nacisku. Na szczęście odnieśli sukces nawet bez walki i większych antagonizmów, sam plan wystarczył, by przerwać zmiatanie problemu pod dywan. Zakazy wydały też Wrocław, Łódź, Zakopane. Nie zabrakło tym razem publicystów rozumiejących wspomniane argumenty, również w lokalnych mediach. Redakcje przepuszczały bardzo różnorodne opinie komentatorów, polityków, księży, terapeutów i artystów, większość za złagodzeniem prawa wobec konsumentów, część wręcz za pełną relegalizacją. (eKurjer warszawski spytał nawet o stosunek handlarzy marijuany do tej kwestii, bo ich biznes może poważnie ucierpieć, na co „wódz” WK odrzekł, że właśnie dlatego możliwa jest tylko dekryminalizacja.)
W ten sposób organizatorzy, nie musząc wysilać się na żmudną kampanię, zyskali już rozgłos. Dobrze przygotowane przez J. Sadowskiego pismo odwoławcze do wojewody mazowieckiego zostało odrzucone. Sprawą najbardziej interesowało się lokalne i nie tylko TVN (większość anty, jeden materiał nawet pozytywny) i GW (dość obiektywnie, a często z sympatią!). Liczne były głosy krytyki, typu „depenalizacja tak, ale blokady zniechęcą do idei społeczeństwo”, w tym idiotyczna wypowiedź prof. Regulskiego, że manifestację się robi po to, by przekonać, a nie przeszkadzać mieszkańcom. Walka o swobody nie musi i nie zawsze prowadzona jest grzecznymi metodami (przykładem strajki, manifestacje np. górnicze), ktoś nawet odpowiedział „nas interesuje to, żeby do pracy nie dojechała żona polityka”; prześladowane grupy społeczne mają moralne prawo do radykalnych form nacisku. Na szczęście odnieśli sukces nawet bez walki i większych antagonizmów, sam plan wystarczył, by przerwać zmiatanie problemu pod dywan. Zakazy wydały też Wrocław, Łódź, Zakopane. Nie zabrakło tym razem publicystów rozumiejących wspomniane argumenty, również w lokalnych mediach. Redakcje przepuszczały bardzo różnorodne opinie komentatorów, polityków, księży, terapeutów i artystów, większość za złagodzeniem prawa wobec konsumentów, część wręcz za pełną relegalizacją. (eKurjer warszawski spytał nawet o stosunek handlarzy marijuany do tej kwestii, bo ich biznes może poważnie ucierpieć, na co „wódz” WK odrzekł, że właśnie dlatego możliwa jest tylko dekryminalizacja.)
W Łodzi Marsz odbył się z rozmachem, korkując ją; kilkunastokrotnie tysięczny tłum uwalniał z rąk policji zatrzymane osoby; ta podobno dopuszczała się prowokacji typu najeżdżanie na pięty, lekko potrąciła jednego uczestnika, jednak nie doszło do zadym, a jedynie do kompromitacji władzy. Wrocław zapowiadał, że interwencja będzie ostatecznością. W tym pierwszym mieście M. Sosnowska, zastępca rzecznika prasowego ratusza bredziła coś o rzekomym propagowaniu narkotyków i liderowaniu miasta w walce z dopalaczami – organizatorom radzimy wejść na drogę sądową i w tej sprawie. Wojewoda Jacek Kozłowski (PO): „Zgoda na marsze oznaczałaby niebawem eskalację działań Inicjatywy Wolne Konopie, która wykorzystuje luki w prawie.” Ta z kolei wypowiedź świadczy z kolei o braku kompetencji do pełnienia funkcji urzędnika państwowego w demokratycznym państwie – eskalacja jakichś działań politycznych/społecznych nie powinna go bowiem interesować, a luk w prawie ani nie powinien komentować, ani krytykować korzystania z nich, gdyż prawo powinno być (z ich punktu widzenia) przestrzegane, wszelkie ew. dziury są winą jedynie prawodawców.
Jeszcze bardziej kuriozalnie zachowała się I. Lipowicz, Rzeczniczka Praw Obywatelskich, stwierdzając, że swą aktywność ograniczy tylko do spraw niekontrowersyjnych, prawnie już uregulowanych – bez komentarza. Nic to jednak przy występie J. Pitery w ciekawym „Pytaniu na śniadanie” w TVP2, gdzie rozmawiając z Sadowskim i Kamilem Sipowiczem pokazała, że choć przed rozmową wkuła nieco faktów, brakuje jej i odwagi do ich niewybiórczej akceptacji, i bystrości. Czytaliśmy też takie absurdy, że rzekoma „legalizacja” marijuany nikogo poza jej palaczami, nie obchodzi, jak gdyby nie obchodziła ani licznych przeciwników, ani po prostu wszystkich mieszkańców i podatników V RP.
W „Wyborczej” i nie tylko można było spotkać porównanie zakazów do zablokowania ok. 5 lat temu Parady Równości przez prez. stolicy L. Kaczyńskiego, oficjalnie też ze względu na bezpieczeństwo, napiętnowanego przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. Warszawscy urzędnicy bronią się, że tu chodziło o paraliż komunikacji i to przez dwa tygodnie, nie o niewygodne poglądy, Łódź i Wrocław nie owijały w bawełnę. Dr Hanna Machińska, dyrektor Biura Informacji Rady Europy rzekła GW, że preteksty do zakazu są zawsze podobne, a miasto po to ma liczne służby, by sobie poradzić i jakoś zorganizować, to tylko 3 grupy po maks. 200 osób. Inne niecodzienne cytaty: „używka taka sama, jak alkohol czy papierosy”, „jeśli cała akcja ma mieć skutek, to musi wstrząsnąć”, „to nie jest zwykła sprawa, to walka o kolejny obszar wolności”.
WK zorganizowało protest pod Komendą Główną Policji, pod Sejmem (zakończoną brutalnym zatrzymaniem za próbę rozbicia namiotu, pikietą pod komisariatem, zwolnieniem i, klasycznie, zarzutami o naruszenie nietykalności funkcjonariuszy, na szczęście było wielu postronnych, wiarygodnych dla sądu kontr-świadków). Do tego ciekawy eksperyment z sadzeniem roślin pod Sejmem, przed przyczepą-wozem Drzymały, podpisanych z nazwiska; na którym etapie od nasionka po rozkwit policja stwierdzi, że stały się już nielegalne?
Sąd odwołał zakaz warszawskich Marszów, podobnie zrobił dolnośląski wojewoda. Słowem – nareszcie. Młodzież podnosi głowy. Idea się szerzy i w końcu zyskuje posłuch. Życzymy dalszych sukcesów.
Dział:
News
Facebook YouTube