A+ A A-

Nocni Łowcy

Gdy już się wydawało, że rege pochłonięta zostanie przez nowe formy kultury popularnej i masowej, dwa różne jej bieguny przypomniały o sobie, powtarzając zapomnianą modę i zaniechaną aktywność, tworzącą z muzyki czynną kulturę. Upodobanie do numerologii każe nam spojrzeć na pierwsze dziesięć lat nowej epoki jak na okres zamknięty w dające się opisać struktury.

Jeden biegun naszej wiedzy oparty jest na przeświadczeniu, że rege to coś bardzo małego, minimalne minimum, pozostające w swej niszowej enklawie niczym mniejszość skazana na zagładę. A że poznanie nasze toczy się dwutorowo, to z drugiej strony mamy poświadczony i udokumentowany charakter masowy tego, co dawniej nazywano rege inspiracją. Tak pojawiają się ska, raga, muffin i rap. Dawniej mówiono na to rege ze wstawkami. Nierzadko był to hard-core. Nierzadko był i folk.

Gdy przypomniały o sobie muffin i ska nie istniała jeszcze wspólna dla nich kategoria. Musiała powstać Muzyka Świata, aby ogarnąć skomplikowaną sieć muzycznych doświadczeń i doznań. Dotychczas istniejąca nauka o muzyce nie była pomocna w budowaniu nowego światopoglądu. Słowo folk mało kiedy zahaczało o jazz, a rock wydawał się tkwić na przeciwnym biegunie niż muzyka symfoniczna. I tak to trwało do czasu, aż wyszło na jaw, że nauczycielem Traine’a był Manu Dibango. Informacja ta nie tylko spowodowała skierowanie uwagi na osobę tego kompozytora i zainteresowanie jego nagraniami, ale też inne spojrzenie na sam jazz i jego ludowe źródła. Folk, jeszcze niedawno kojarzony z reakcją na egzystencjalizm, sam się okazał nie mniej egzystencjalny, a różne formy jazzowej awangardy okazały się trwalsze niż wiele innych epokowych odkryć. W nowej epoce łatwiej jest rozpoznać melodie pochodzące z Azji czy Afryki w kompozycjach Dona Cherry’ego niż w dokonaniach jego dzieci, zahaczających o rege zupełnie inaczej, niż w dawnych czasach.

Tak do Muzyki Świata trafił i jazz, i klasyka.

Medium takiego połączenia stały się najpierw instrumenty, bębny i rury jako imitujące brzmienie natury. Wiekowe i nowe, imitacje dawnych i aktualne wynalazki. Wuwuzele i komputery. Coraz więcej narzędzi pomaga śledzić drogę dźwięku. Nigdy jeszcze w dziejach świata nie dało się potwierdzić możliwości przejścia na wyższy poziom percepcji i świadomości. W nowej epoce to oczywistość, że słyszymy inaczej niż nasi przodkowie. Jesteśmy wrażliwsi na częstotliwości inne niż te, na jakie oni reagują. Zmiany te nie są wynikiem ewolucji i nie noszą uniwersalnego charakteru. Świadczą raczej o adaptacyjnym potencjale, jaki ma w swej dyspozycji człowiek, poddany presji masowej kultury. Minimalny wyświetla mi się tu epizod, sytuacja niemal chwilowa i przekraczająca swym zasięgiem wszystko to, co mogliśmy sobie wyobrazić do tej pory.
Słyszę takie pytanie: – Skąd to zainteresowanie muzyką rege, nieobecną przecież w mediach? Odpowiadam, że w nowej epoce jest już trochę inaczej.
Dość na tym, że gdy zjawia się Star Guard Muffin, najpierw w telewizji, a potem na scenie, cały świat szaleje na ich punkcie i nie było takiego rockowego boomu od czasów disco-polo. Można to potraktować w kategoriach folklorystycznych i zostawić na przyszłość dla chcących się zajmować taką problematyką. Skoro sto tysięcy płyt to mało, ponad dwadzieścia lat rege festiwalu to krótko, a pierwsza, debiutancka płyta po trzydziestu latach grania to socjalna norma, to w takiej perspektywie rege nie funkcjonuje w medialnej kulturze tak, jak jazz i rock, czy nawet etnika.

Okazało się, że wcale nie jest to jej potrzebne. Sama się skazała na bycie poza głównym nurtem zainteresowań. Nie wyobrażam sobie w eterze choćby klasyki polskiego hip-hopu. Każdy może ułożyć sobie antologię utworów, przekraczających ramy fantazji. Magiczny realizm to nie tylko styl. To także algorytm w poszukiwaniu własnej drogi do źródeł i korzeni kultury, z którą identyfikują się jej uczestnicy.

Proste powody, dla których coś się zda oczywiste, współtworzą fikcję, do jakiej dystans narzucają sobie wszystkie strony. Nie udało się zbudować teatru bez podziału na scenę i widownię, choć szczytna to i wzniosła utopia. Na festiwal do Jarocina przyjeżdżali wszyscy zainteresowani nową muzyką. Awangardę skupiał w tym czasie Grandfestiwal Róbrege. Nurty te musiały się przenikać, bo nie było innej możliwości. Jarocin wpływał na Róbrege, a Grandfestiwal wpływał na Jarocin. Konflikt wydawał się być nieuchronny. Oglądając zdjęcia i filmy z tamtych czasów, nie mamy jednak wrażenia chaosu, rejwachu i rozgardiaszu.

Wszystko ma swój autonomiczny porządek i wzór. Dawniej było trudno wyobrazić sobie filharmoników grających z nut ludowe melodie. Wydawało się, że Kolberg ze swymi zbiorami odchodzi bezpowrotnie do lamusa, wyparty przez grających ze słuchu, dopóki ci drudzy nie nauczyli się po swojemu zapisywać dźwięki. Rozwój w każdym z tych kręgów przebiegał niezależnie, jedno z drugim nie mając nic wspólnego. Stąd ta odległa metafora, mająca na celu doprowadzić do miejsca, gdzie zagrają po sobie Kapela ze Wsi Warszawa oraz Szaweł i Piotraz, poprzedzając występ formacji Bauagan. Wyobrażam też sobie wspólne prezentacje na jednej scenie slamowych i hiphopowych składów. Przykładem niech będzie płyta, poniekąd tylko heretycka. Dla starszych fanów sound-systemów jest to zdrada idei czy pierwotnych założeń. Dla myślących o przyszłości może to być coś więcej, niż tylko punkt, na którym można się oprzeć, poszukując balansu między tym, co najpierw i co potem.

Artykuł z 37 numeru Gazety Konopnej SPLIFF

@udioMara

Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « KIKU RUTY W ATMOSFERZE WOLNEGO DYMU »