dr med. R. Ziemkiewicz, ekspert od marihuany
Zostawiając na boku iście oświecone poglądy autora na temat konsumpcji rekreacyjnej ("Skutkiem marihuany jest wymóżdżenie"), nie można pozostawić bez komentarza kłamstw, jakie wypisuje pod adresem medycznej marihuany. "Dla każdego oczywista jest ściema argumentacji o "leczniczej" marihuanie, bo ci, którym się zielsko sprzedaje, żadnego leczenia somatycznego nie wymagają" - jak rozumiem, w ocenie p. Ziemkiewicza, o prawa czarnoskórych walczyć mogą tylko Murzyni, a ułatwieniami dla osób niepełnosprawnych - inwalidzi.
Owszem, ja sam leczenia somatycznego nie wymagam i mam nadzieję, że nigdy nie będę potrzebować marihuany w celu medycznym. Owszem, istnieje tzw. model kalifornijski, w którym "leczniczą" marihuanę przepisuje się na ból egzystencji, czyli de facto w celach rekreacyjnych. Gdyby p. Ziemkiewicz zechciał jednak wsłuchać się w argumenty zwolenników dopuszczenia marihuany do celów medycznych (m.in. takich osób jak dr Marek Balicki, który zapewne walczy o prawo do jarania z wiadra), zrozumiałby, że nie w tym rzecz. Nie chcemy w Polsce drugiej Kalifornii z zakłamanymi prawami, tylko legalnego rynku rekreacyjnej marihuany i legalnego rynku marihuany jako lekarstwa. Dwie osobne sprawy.
W swojej wypowiedzi na temat nowotworów p. Ziemkiewicz słyszy, że dzwoni, ale nie do końca kojarzy gdzie. Istnieją wskazania do stosowania marihuany np. jako środka znoszącego mdłości przy chemioterapii, czy w terapii poszczególnych form raka (np. skóry czy glejaka) - nikt nie mówi o tym, że marihuana stanowi panaceum i lekarstwo na wszelkie bolączki. Wyssane z palca jest też twierdzenie, jakoby różnica między medyczną a rekreacyjną marihuaną była taka, "jak między pleśnią a penicyliną". Dostępny w europejskich aptekach Bedrocan, przebadany przez odpowiednie organy i dopuszczony do sprzedaży lek, stanowi ni mniej ni więcej czystą marihuanę w postaci suszu. Jedynym powodem różnic między tym wysokiej jakości produktem a uliczną gandzią są potencjalne zanieczyszczenia czarnorynkowej marihuany, wynikające z prohibicji.
Zamiast pastwić się nad wyraźnie obrzydłym Panu środowisku pro-legalizacyjnym, zalecam szczerą rozmowę z osobą chorą np. na stwardnienie rozsiane, która po latach nieskutecznego leczenia konwencjonalnymi medykamentami znajduje ukojenie w marihuanie. Proszę spojrzeć jej prosto w oczy i opowiedzieć swoje mądrości na temat skretynienia.
Facebook YouTube