A+ A A-

Opodatkujcie nas!

Co najmniej 8 miliardów złotych każdego roku mogłoby zarabiać państwo dzięki legalizacji marihuany. Zamiast płacić VAT i akcyzę, dziś z powodu chorego prawa 3 miliony Polaków zażywających marihuanę wspiera tymi pieniędzmi mafie.

8 miliardów rocznie, ponad 20 mln zł dziennie, prawie milion na godzinę – tyle pieniędzy leżących na ulicy państwo zostawia w rękach czarnorynkowych producentów i dilerów w imię chorych ideałów i dwulicowej moralności. Pora przestać mówić o marihuanie jako o problemie światopoglądowym czy ideologicznym – dla państwa powinna być to przede wszystkim kwestia czysto gospodarcza. Podobnie jak alkohol, marihuana jest używką, którą dorośli obywatele zażywają, by poczuć się lepiej, pobudzić swoją kreatywność, zapomnieć o problemach czy zaznać relaksu po pracy. Można – a nawet trzeba – prowadzić kampanie informacyjne, monitorować powodowane nadużywaniem problemy i zapobiegać tworzeniu się patologii. Największą patologią jest jednak funkcjonująca hipokryzja, która uniemożliwia jakąkolwiek rzeczową dyskusję nad ekonomicznym aspektem rynku marihuany. Kilkadziesiąt lat wojny z narkotykami pokazało wyraźnie, że poziom konsumpcji jest niemal całkowicie niezależny od statusu prawnego marihuany. Ludzie palili, palą i palić będą – a państwo może się temu bezradnie przyglądać, lub pogodzić się z rzeczywistością i zacząć na tym zarabiać.

Handel narkotykami już teraz stanowi jedno z najważniejszych źródeł dochodów państwa. Wpływy z akcyzy i VAT na alkohol i papierosy są wyższe niż cały podatek dochodowy zapłacony przez wszystkie działające w Polsce firmy. Całkowite dochody budżetu w 2012 r. wyniosły 288 mld zł, z tego aż 10% – około 28 miliardów zł, stanowiła akcyza od wyrobów tytoniowych i alkoholowych. Oprócz akcyzy, dzięki legalnym narkotykom do budżetu trafia około 8-9 miliardów zł z tytułu podatku VAT.

Po uwzględnieniu pośredniego wpływu m.in. na produkcję opakowań, sektor transportowy i handel detaliczny, produkcja i sprzedaż wyrobów tytoniowych i alkoholowych odpowiada za 150-200 tys miejsc pracy, które przynoszą państwu kolejne miliardy w postaci podatków dochodowych i składek na ubezpieczenia społeczne.

Każdego roku, liczące 30 milionów dorosłych obywateli państwo polskie nadzoruje, reguluje i kontroluje sprzedaż 52 miliardów papierosów, 6 miliardów piw i równowartość 640 milionów butelek wódki. Jak śpiewał Kazik, „I właściwie kto wódki nie pije ten jest wywrotowcem, tak. Świadomie uszczuplającym dochody państwa – bezideowcem”. Rzeczywiście – gdyby nie alkohol i papierosy, deficyt budżetowy byłby o 50-60 mld zł wyższy, a w kraju mielibyśmy 200 tysięcy dodatkowych bezrobotnych. Jakakolwiek próba delegalizacji jednego czy drugiego w trosce o trzeźwość narodu momentalnie zostałaby zduszona przez wszechmogącego Ministra Finansów, Wicepremiera Jacka Rostowskiego. Dlaczego czynniki gospodarcze – decydujące i kluczowe jeśli chodzi o narkotyki legalne – nie są w ogóle przedmiotem dyskusji o marihuanie? Kiedy Komisja Europejska zaproponowała niekorzystną dla polskiego przemysłu tytoniowego dyrektywę, polski rząd aktywnie bronił rodzimych producentów. Dlaczego z równym zaangażowaniem nie broni polskich plantatorów konopi?

Na tle Unii Europejskiej zjawisko nabiera jeszcze większego znaczenia – legalne narkotyki odpowiadają za setki miliardów przychodów państw członkowskich oraz miliony miejsc pracy. Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA) szacuje, że w ciągu ostatniego roku marihuanę zażywało około 22 miliony Europejczyków, w tym około 5 milionów osób, które zażywają codziennie lub prawie codziennie. Uwzględniając liczbę użytkowników, częstotliwość zażywania i poziomy konsumpcji, całkowite roczne spożycie na terenie UE szacuje się na 7-8 tysięcy ton. Około 250-300 ton generują pół-legalne holenderskie coffeeshopy – reszta jest niemal całkowicie zdominowana przez czarny rynek (za niewielki wyjątkiem legalnej marihuany uprawianej do celów medycznych). Rozbieżności między poszczególnymi wersjami unijnego budżetu na lata 2014-2020, które od kilku miesięcy spędzają sen z powiek eurokratów, są kilkukrotnie mniejsze niż potencjalne wpływy z opodatkowania marihuany. Dosłownie i w przenośni, fajka pokoju mogłaby pomóc Unii wyjść z zagrażającego jej istnieniu impasu.

Funkcjonując w ramach przestarzałej konwencji ONZ nie ma niestety na razie prawnej możliwości usankcjonowania importu Afgańskiego haszyszu nad Wisłę. Dopuszczenie handlu i monitorowanie zaopatrzenia punktów dystrybucji – tak, jak przewidziane to jest np. w stanie Waszyngton – spowodowałoby więc gwałtowny wzrost produkcji krajowej. W porównaniu do robienia interesów z Talibami, opłacania przemytników i ryzyka długoletniego wyroku, uregulowanie akcyzy brzmi  bowiem jak bajka. Legalizacja i opodatkowanie produkcji i dystrybucji marihuany w Polsce nie tylko zapewniłoby istotny zastrzyk gotówki do budżetu, o którym tak marzy Ministerstwo Finansów. Jako bodaj jedyna forma podatku, rozwiązanie takie stanowiłoby prawdziwy bodziec dla legalnej gospodarki, która z dnia na dzień musiałaby zastąpić mafie w produkcji i dystrybucji kilkuset ton marihuany, które Polacy konsumują każdego roku.

Podobnie jak w przypadku alkoholu, możliwe do rozważenia jest wprowadzenie akcyzy od zawartości substancji aktywnej, bądź jak w przypadku papierosów – od sztuki. Butelka wódki objęta jest akcyzą w wysokości 9,92 zł. Zbliżoną kwotę akcyzy – 1,8 euro – docelowo płacić będziemy za paczkę papierosów. Mając na uwadze niewielki koszt produkcji wysokiej jakości marihuany (około 4 zł) i jej o rząd wielkości wyższą cenę rynkową, średnia akcyza w wysokości 10 zł za gram wydaje się realna i ekonomicznie uzasadniona. Jeśli fiskus zdecydowałby się na przyjęcie substancji aktywnej za podstawę opodatkowania, akcyza w wysokości 100zł za 1 gram THC oznaczałaby 8zł za gram 8% marihuany, ale już 20zł za najmocniejsze, 20% odmiany. Rozwiązanie takie sprzyjałoby odwodzeniu użytkowników od sięgania po najmocniejsze gatunki. Ostateczny wybór metody opodatkowania powinien być uzależniony od skali trudności, związanych z badaniem zawartości THC. W przypadku stałej akcyzy, 1 gram generowałby np. 10zł akcyzy bez względu na jego moc. Takie rozwiązanie powodować będzie jednak „premiowanie” użycia mocniejszych, a tym samym potencjalnie bardziej niebezpiecznych odmian.

Przy uśrednionej akcyzie na poziomie 10zł, gram marihuany sprzedanej legalnie w cenie 30zł przynosiłby w sumie 15,4zł (razem z VAT) bezpośrednich wpływów do budżetu. Bazując na statystykach EMCDDA można oszacować, że średnio w ciągu roku Polacy konsumują od 500 do 700 ton marihuany. Nawet bez uwzględnienia dodatkowych podatków od pozostałych 14,6zł, sam VAT i akcyza generowałyby około 8 miliardów złotych wpływów do budżetu. To więcej, niż rząd spodziewał się uzyskać dzięki uderzającej w całą polską gospodarkę podwyżce stawek VAT.

Za 20-30 lat osobom rozpoczynającym przygodę z marihuaną ciężko będzie uwierzyć, że na początku XXI wieku temat legalizacji marihuany był w ogóle kontrowersyjny, podobnie jak dziś mało kto rozumie ideologiczne zacięcie apostołów prohibicji alkoholowej. Można się spodziewać, że powstaną związki zawodowe producentów i dystrybutorów marihuany, międzynarodowe stowarzyszenia handlowe i organizacje wytyczające standardy i reguły handlu marihuaną. Polska może stać się pionierem nowatorskich rozwiązań w tym zakresie i już dziś zacząć czerpać z tego tytułu wymierne korzyści, lub dalej trwać w przekonaniu, że „są ważniejsze sprawy, niż krzyż i marihuana”.

Po uwzględnieniu pośredniego wpływu m.in. na produkcję opakowań, sektor transportowy i handel detaliczny, produkcja i sprzedaż wyrobów tytoniowych i alkoholowych odpowiada za 150-200 tys miejsc pracy, które przynoszą państwu kolejne miliardy w postaci podatków dochodowych i składek na ubezpieczenia społeczne.

Każdego roku, liczące 30 milionów dorosłych obywateli państwo polskie nadzoruje, reguluje i kontroluje sprzedaż 52 miliardów papierosów, 6 miliardów piw i równowartość 640 milionów butelek wódki. Jak śpiewał Kazik, „I właściwie kto wódki nie pije ten jest wywrotowcem, tak. Świadomie uszczuplającym dochody państwa – bezideowcem”. Rzeczywiście – gdyby nie alkohol i papierosy, deficyt budżetowy byłby o 50-60 mld zł wyższy, a w kraju mielibyśmy 200 tysięcy dodatkowych bezrobotnych. Jakakolwiek próba delegalizacji jednego czy drugiego w trosce o trzeźwość narodu momentalnie zostałaby zduszona przez wszechmogącego Ministra Finansów, Wicepremiera Jacka Rostowskiego. Dlaczego czynniki gospodarcze – decydujące i kluczowe jeśli chodzi o narkotyki legalne – nie są w ogóle przedmiotem dyskusji o marihuanie? Kiedy Komisja Europejska zaproponowała niekorzystną dla polskiego przemysłu tytoniowego dyrektywę, polski rząd aktywnie bronił rodzimych producentów. Dlaczego z równym zaangażowaniem nie broni polskich plantatorów konopi?

Na tle Unii Europejskiej zjawisko nabiera jeszcze większego znaczenia – legalne narkotyki odpowiadają za setki miliardów przychodów państw członkowskich oraz miliony miejsc pracy. Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA) szacuje, że w ciągu ostatniego roku marihuanę zażywało około 22 miliony Europejczyków, w tym około 5 milionów osób, które zażywają codziennie lub prawie codziennie. Uwzględniając liczbę użytkowników, częstotliwość zażywania i poziomy konsumpcji, całkowite roczne spożycie na terenie UE szacuje się na 7-8 tysięcy ton. Około 250-300 ton generują pół-legalne holenderskie coffeeshopy – reszta jest niemal całkowicie zdominowana przez czarny rynek (za niewielki wyjątkiem legalnej marihuany uprawianej do celów medycznych). Rozbieżności między poszczególnymi wersjami unijnego budżetu na lata 2014-2020, które od kilku miesięcy spędzają sen z powiek eurokratów, są kilkukrotnie mniejsze niż potencjalne wpływy z opodatkowania marihuany. Dosłownie i w przenośni, fajka pokoju mogłaby pomóc Unii wyjść z zagrażającego jej istnieniu impasu.

Funkcjonując w ramach przestarzałej konwencji ONZ nie ma niestety na razie prawnej możliwości usankcjonowania importu Afgańskiego haszyszu nad Wisłę. Dopuszczenie handlu i monitorowanie zaopatrzenia punktów dystrybucji – tak, jak przewidziane to jest np. w stanie Waszyngton – spowodowałoby więc gwałtowny wzrost produkcji krajowej. W porównaniu do robienia interesów z Talibami, opłacania przemytników i ryzyka długoletniego wyroku, uregulowanie akcyzy brzmi  bowiem jak bajka. Legalizacja i opodatkowanie produkcji i dystrybucji marihuany w Polsce nie tylko zapewniłoby istotny zastrzyk gotówki do budżetu, o którym tak marzy Ministerstwo Finansów. Jako bodaj jedyna forma podatku, rozwiązanie takie stanowiłoby prawdziwy bodziec dla legalnej gospodarki, która z dnia na dzień musiałaby zastąpić mafie w produkcji i dystrybucji kilkuset ton marihuany, które Polacy konsumują każdego roku.

Podobnie jak w przypadku alkoholu, możliwe do rozważenia jest wprowadzenie akcyzy od zawartości substancji aktywnej, bądź jak w przypadku papierosów – od sztuki. Butelka wódki objęta jest akcyzą w wysokości 9,92 zł. Zbliżoną kwotę akcyzy – 1,8 euro – docelowo płacić będziemy za paczkę papierosów. Mając na uwadze niewielki koszt produkcji wysokiej jakości marihuany (około 4 zł) i jej o rząd wielkości wyższą cenę rynkową, średnia akcyza w wysokości 10 zł za gram wydaje się realna i ekonomicznie uzasadniona. Jeśli fiskus zdecydowałby się na przyjęcie substancji aktywnej za podstawę opodatkowania, akcyza w wysokości 100zł za 1 gram THC oznaczałaby 8zł za gram 8% marihuany, ale już 20zł za najmocniejsze, 20% odmiany. Rozwiązanie takie sprzyjałoby odwodzeniu użytkowników od sięgania po najmocniejsze gatunki. Ostateczny wybór metody opodatkowania powinien być uzależniony od skali trudności, związanych z badaniem zawartości THC. W przypadku stałej akcyzy, 1 gram generowałby np. 10zł akcyzy bez względu na jego moc. Takie rozwiązanie powodować będzie jednak „premiowanie” użycia mocniejszych, a tym samym potencjalnie bardziej niebezpiecznych odmian.

Przy uśrednionej akcyzie na poziomie 10zł, gram marihuany sprzedanej legalnie w cenie 30zł przynosiłby w sumie 15,4zł (razem z VAT) bezpośrednich wpływów do budżetu. Bazując na statystykach EMCDDA można oszacować, że średnio w ciągu roku Polacy konsumują od 500 do 700 ton marihuany. Nawet bez uwzględnienia dodatkowych podatków od pozostałych 14,6zł, sam VAT i akcyza generowałyby około 8 miliardów złotych wpływów do budżetu. To więcej, niż rząd spodziewał się uzyskać dzięki uderzającej w całą polską gospodarkę podwyżce stawek VAT.

Za 20-30 lat osobom rozpoczynającym przygodę z marihuaną ciężko będzie uwierzyć, że na początku XXI wieku temat legalizacji marihuany był w ogóle kontrowersyjny, podobnie jak dziś mało kto rozumie ideologiczne zacięcie apostołów prohibicji alkoholowej. Można się spodziewać, że powstaną związki zawodowe producentów i dystrybutorów marihuany, międzynarodowe stowarzyszenia handlowe i organizacje wytyczające standardy i reguły handlu marihuaną. Polska może stać się pionierem nowatorskich rozwiązań w tym zakresie i już dziś zacząć czerpać z tego tytułu wymierne korzyści, lub dalej trwać w przekonaniu, że „są ważniejsze sprawy, niż krzyż i marihuana”.

Artykuł z 46 numeru Gazety Konopnej SPLIFF


(Maciej Kowalski)

Oceń ten artykuł
(1 głos)